Cześć.
W tym case study opowiem Ci o mojej współpracy z klientem z branży budowlano-elektrycznej. Wspólnie udało nam się wypozycjonować jego stronę z 30. do 1. miejsca w Google – zajęło to 12 miesięcy, jednak przez ten czas nie wydaliśmy ani złotówki na backlinki.
Na start kilka ważnych uwag:
🟣 miesięczny budżet na całość działań wynosił 1.000 złotych,
🟣 klient nie był pozycjonowany lokalnie; SEO było wykonywane na skalę całego kraju,
🟣 niszą budowlano-elektryczną, w której działał klient, było tworzenie ofert handlowych i kosztorysów.
Ale zanim przejdę do szczegółów, chciałbym wyjaśnić…
Wiele osób uważa, że pozycjonowanie jest w pełni uzależnione od backlinków (linków zewnętrznych). Osobiście mam inne zdanie na ten temat i często powtarzam, że samym dobrym contentem i tzw. “technical SEO” można zdziałać cuda – jednak takie podejście często spotyka się z dezaprobatą wśród innych fachowców. Przygotowałem to case study, aby udowodnić, że backlinki nie zawsze są kluczem do sukcesu, a jedynie przyprawą, dodatkiem.
Dobra, lećmy już z konkretami. 🙂
Z klientem poznałem się przez przypadek. Miałem pomóc w przygotowaniu tekstu sprzedażowego do reklamy video i ogarnąć kilka wpisów blogowych, aby dać lepszy obraz tego, czym zajmuje się jego firma. To było zlecenie stricte copywriterskie (tak, również działam w tej branży) i początkowo nie zanosiło się na żaden większy projekt. Spytałem jednak klienta, czy nie chciałby ułożyć bardziej przemyślanej strategii contentu i zagarnąć trochę ruchu z Google, a następnie przekonwertować go na potencjalnych klientów. W cenie zaproponowałem też kilka poprawek typowo optymalizacyjnych na stronie. Moja sugestia spotkała się z akceptacją, więc już następnego dnia zacząłem planować treści pod SEO.
💡 Ważne: Na drodze wywiadu z klientem dowiedziałem się, że mamy niewielki budżet (1000 złotych miesięcznie). To właśnie stąd zapadła decyzja o zrezygnowaniu z backlinków i skupieniu się w 100% na tworzeniu treści i SEO technicznym.
Tak prezentował się wykres ruchu w momencie rozpoczęcia współpracy:
12 kliknięć dziennie to było maksimum, na jakie mógł liczyć klient. A i tak podejrzewam, że większość z nich pochodziła od firmowego teamu. 😉
Zacząłem, rzecz jasna, od analizy konkurencji – co robi dobrze, a gdzie daje nam łatwą szansę na zaistnienie w Google. Spisałem wszystkie warte uwagi frazy kluczowe i utworzyłem na ich podstawie klastry tematyczne. Jeśli chodzi o narzędzia, korzystałem z:
🟣 SEranking – wygodne “all-in-one” dla różnych działań SEO,
🟣 SurferSEO – chyba najlepszy do planowania contentu,
🟣 NeuronWriter – niszowy, bardziej do korekty tekstów,
🟣 Sitebulb – do crawlowania i poprawek technicznych,
🟣 Ahrefs – sporadycznie też się przewijał.
Narzędzia były jednak tylko ułatwieniem zadania. Nie uważam, aby korzystanie z nich było konieczne – gdyż, tak czy inaczej, 90% czasu zajął RĘCZNY research konkurencji i badanie rynku. Spędziłem więc kilka wieczorów na tym, aby solidnie rozeznać się wśród przeglądarkowych oponentów, “zapożyczyć” od nich najciekawsze pomysły, a następnie przekuć je we własny, jakościowy content.
💡 Ważne: Wszystkie treści tworzyłem własnoręcznie, bez pomocy branżowych copy. Ukończyłem szkołę budowlaną na kierunku mechatronicznym, więc wśród tematów klienta czułem się jak ryba w wodzie. Nie było też wtedy ChataGPT – dlatego działałem zupełnie jako „one man army”.
Pierwsze kilkanaście artykułów, mimo dobrej optymalizacji, trafiało daleko poza top 50. Ruch był z nich więc, jak łatwo się domyślić, zerowy. Na szczęście już 6 miesięcy później wiele wpisów trafiło do top 10, a pozycja strony głównej poprawiła się o kilkanaście oczek (z top 30 do okolic top 5). Kolejne 6 miesięcy później było to już ścisłe top 1 – i tak zostało do dziś.
❓ Jak to działa: Topical Authority, czyli “autorytet tematyczny”, odnosi się do wiarygodności strony internetowej w określonej niszy. Osiąga się go poprzez publikowanie wysokiej jakości, dogłębnych artykułów na pokrewne tematy, co sygnalizuje wyszukiwarkom, że autor jest ekspertem w danej dziedzinie. Po wrzuceniu ok. 30 artykułów, Google wypchnęło stronę klienta na wyższe pozycje, gdyż uznał go za dobrego fachowca w swojej dziedzinie.
Z zaledwie 12 kliknięć dziennie udało nam się dojść do poziomu >200. To wszystko w rok czasu, bez pomocy backlinków (tylko content i technical SEO)
Niniejsze case study opowiada o pozycjonowaniu bez backlinków – jednak grzechem byłoby nie wspomnieć, co działo się dalej. Otóż po 12. miesiącach współpracy biznes stał się dla klienta na tyle rentowny, że zdecydował się rozwinąć działalność. Do naszej puli keywordów doszło kilka nowych fraz (cięższych, z większą konkurencyjnością), więc zdecydowaliśmy się na zakup paru linków zewnętrznych – również w niewielkim budżecie, poszło na to w sumie ok. 3.000 zł. Dziś widoczność strony klienta wygląda następująco:
Ponad 400 odwiedzin dziennie to standard – z czego wiele kliknięć jest typowo na stronę główną. Nadal współpracujemy, a nawet powiem więcej: w 2025 roku planujemy zrobić swojego rodzaju przełom, więc szykuje się materiał na kolejne case study. 😉
Jeśli przebrnąłeś już przez cały ten wpis, to prawdopodobnie zadajesz sobie pytane: “Czy jestem w stanie odtworzyć ten sukces na swojej stronie?”. Chciałbym odpowiedzieć tu i teraz, ale na dobre SEO składają się 3 elementy: analiza, analiza i jeszcze raz analiza. Dopóki nie dowiem się, jakie działania podejmują Twoi rywale i w jakiej branży działasz, mogę jedynie zgadywać (a bardzo nie lubię tego robić).
Jestem zdania, że każdą stronę da się wypozycjonować – jeśli nie wierzysz, możesz sprawdzić moje pozostałe case study, gdzie omawiam jeszcze cięższe przypadki. Jednak nie każdą stronę da się wypozycjonować:
🟣 w budżecie 1000 złotych miesięcznie,
🟣 w niespełna 12 miesięcy,
🟣 bez backlinków.
Tutaj już muszą być spełnione pewne kryteria, m.in brak silnych graczy wśród konkurencji. Jeśli chcesz konkretnej odpowiedzi, czy podobne efekty są możliwe w przypadku Twojej strony:
Tymczasem chciałbym, aby z powyższego case study wybrzmiały 2 rzeczy:
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam. 🙂
Made with ❤️ by Nordbay.com